Czasem spotykam Cię na ulicy

Czasem spotykam Cię na ulicy. Choć bardziej widzę niż spotykam, bo na spotkanie jakoś brak mi odwagi.

Podglądam z ukrycia, snuję się za Tobą niczym cień, chowam w cieniu odrapanych łódzkich kamienic, nieodłącznego anturażu ulicy Kilińskiego, po której kiedyś chodziliśmy za rękę, wyzywająco patrząc w oczy przygarbionych staruszek, mijających nas bez słowa, by potem z okna na drugim piętrze skradać intymność czerwieni pocałunków, zaprowadzając przed oblicze Boga prawdziwego, którego nam nie wstyd.

Zasuszone, zmęczone życiem, z mniej lub bardziej szlachetnymi zmarszczkami pod oczami, na policzkach i szyi, w szarych wełnianych paltocikach, za którymi ciągnie się mocno wyczuwalna woń naftaliny manifestująca partyzancką walkę z domowymi towarzyszami niewoli jesieni życia, małymi stworkami unoszącymi się to tu, to tam, podrygującymi zabawnie drobnymi kończynami, karmiącymi się bawełną i moherem.

Pocałunki, phi. To na pewno wcale nie o te pocałunki się rozbija. One widzą nas w sypialni. Młodych, zgrabnych, dumnych, niepokornych, nienasyconych o nieprzyzwoicie jędrnej i napiętej skórze, spojrzeniu szepczącym pragnę Cię, włoskach na przedramionach unoszących się w rytmie gęsiej skórki pożądania lub mrówczanych wycieczek w górę karku.

One widzą nas w sypialni i widzą siebie. To nawet nie jest zazdrość. Zazdrość jest wtedy, gdy pod piekarnią zatrzymuje się samochód o smaku cappuccino, wysiada z niego wysoki brunet w karmelowym płaszczu z czarnym kontrastem w stójce, obejmuje Cię w talii, przyciąga do siebie i całuje w usta. Nawet włosy ma w lekkim, niby przypadkowym, nieładzie, jak ja kiedyś. Z tą różnicą, że mój nieład miał w tamtym czasie charakter absolutnie przypadkowy.

Pani Józia spod szóstki nie krzyczy już, że Boga się nie boisz. Ładnie razem wyglądacie, moje dzieci – mówi Pani Józia, zamykając drewnianą okiennicę, bo dzień dzisiaj wyjątkowo chłodny, wicher dmie bez opamiętania, przeganiając dopiero co opadłe, jesienne liście z miejsca na miejsce.

Pani Józia ma 89 lat i 10 lat temu nie powiedziała nam, że ładnie razem wyglądamy. Ładnie to mogą wyglądać dojrzali 30-latkowie, a nie smarkacze łapczywie obściskujący się na ulicy.

Coś z tego smarkacza jeszcze we mnie zostało. Pragnienie miłości, słabość do rozkoszy, ból samotności, poszukiwanie odpowiedzi ostatecznych, rozpoznawanie drogowskazów, niechęć do dróg na skróty. No i włosy. Czasem w nieładzie, jak dzisiaj, a czasem skrupulatnie ułożone, jak jutro, gdy założę niebieskie, lekko wytarte dżinsy, czarny, obcisły golf i po raz trzeci w tym tygodniu wyruszę na poszukiwanie szczęścia.

Mam nadzieję, że tym razem nie spotkam Cię na ulicy.

Słuchowisko

Zachęcam również do odsłuchu tego tekstu w wersji czytanej. To zaledwie 3 minuty.

Subskrybuj słuchowisko tutaj (kliknij w logo):

Logo Spotify

Napisz kilka słów na temat słuchowiska i zostaw ocenę w aplikacji podcastowej.

Jeżeli podobał Ci się tekst, udostępnij go innym za pomocą poniższych przycisków.

Dziękuję za Twój czas!

Site Footer