Bierzesz kolorową pigułkę i świat staje się lepszy.
Nawet nie chodzi o to, że ludzie w kolejce po mięso bardziej uśmiechnięci, a sprzedawczyni bez tej irytacji w spojrzeniu tak charakterystycznej dla sobotniego przedpołudnia. Kolejka jak kolejka, a sprzedawczyni robi swoje, ot cała filozofia. To wszystko jest po prostu jakby bardziej poza tobą niż zwykle, rozumiesz?
Nie rozumiesz.
Bierzesz głęboki wdech, a następnie wypuszczasz powietrze. To powietrze cię rani, ale nie wiesz tego, nie widzisz, nie czujesz. Czerwony mały inhalator, który chowasz w kieszeni, żeby nikt nie zauważył. I blister tabletek.
To wcale nie tak, że ci nie zależy. Odwrotnie, zależy ci za bardzo. Chcesz żeby mama cię kochała, tata w końcu zauważył, dziadek pogłaskał po głowie, dziewczyna (chłopak?) uśmiechnęła się przy śniadaniu, a prosty lud widział w tobie bohatera. No dobra, wystarczy, żeby sąsiad spod trójki – ten, który od ponad roku chodzi z wyrwą w przednim uzębieniu – skinął głową i podał dłoń na powitanie.
To chyba nie jest dużo?
Mówią, że strach ma wielkie oczy. Mówią też, że odwaga polega na tym, by działać mimo strachu. Tylko jeśli budzisz się z lękiem, z lękiem zasypiasz i tulisz ten swój lęk czule, choć bezwiednie, w samym środku dnia na ruchliwym skrzyżowaniu, stojąc na czerwonym świetle i zastanawiając się czy zdążyłbyś przebiec, zanim ruszą z naprzeciwka, to na nic taka nowomowa.
Bierzesz więc kolorową pigułkę i świat staje się lepszy. Świat to czy ułuda?