List do Przyjaciółki

Są takie osoby, które mijasz codziennie na ulicy, nie poświęcając im choćby ulotnego spojrzenia. Kto wie, może to błąd, a może po prostu rak obojętności, w kontrze do chemii przyciągania. 

Są też takie osoby, które pojawiają się w Twoim życiu ot tak, niby przypadkiem, niepozornie, niezauważenie, pozostając w nim jednak na zawsze, a przynajmniej na dłużej niż inni, jeżeli już naprawdę chcemy unikać klisz i banałów, choć sama przyznaj, że „na zawsze i na wieczność” to wzruszająco piękne słowa pośród rozdygotanych dźwięków samotności. 

Będąc przy dźwięku samotności i jego długości, taka scena. Sylwestrowa noc ciążącą już ku porankowi, kuchnia na Smulsku, podłoga, ściana i pragnienie miłości skontrastowane z ciężarem gatunkowym śmierci. 

Czy to wszystko zaczęło się właśnie wtedy? Nie ustaliwszy uprzednio, o co pytamy, trudno strzelać w ciemno. Choć trochę takim strzałem był pewnie ów pabianicki wieczór, podczas którego Glen Hansard śpiewał Markecie Irglovie, Marketa odśpiewywała Glenowi, Ty roniłaś łzy, Ciocia bardzo nie chciała zapytać wprost, a Mama wysiadła przy rondzie lotników i już nigdy więcej nie dane mi było być jej kierowcą.

Zapewne ominęło nas dużo więcej niż dalszy brak szoferowania Twojej Mamie oraz niemożność odczarowania wizerunku Dziewczynki z Zapałkami w oczach mojej. Zapewne równie dużo, a może jeszcze więcej ominęłoby nas, gdyby nie pewny letni dzień w Parku Źródliska i decyzja, którą podjęłaś w moim imieniu. W imieniu zalęknionego, zamkniętego w sobie, sparaliżowanego pierwszymi doświadczeniami patologicznej, choć pięknej miłości, chłopca o brązowych oczach, który nie bardzo potrafił się w tym czasie nawet porządnie ubrać, a co dopiero stworzyć dojrzałą relację. 

Kto wie, jaką trajektorię lotu obrałaby nasza znajomość, gdybyśmy spotkali się w innym momencie, odmiennej czasoprzestrzeni, zakrzywionym biegu wydarzeń.

Może kiedyś przyjdzie nam to ustalić przy butelce wina, a w zasadzie przynajmniej butelkach dwóch, biorąc pod uwagę, że każde powinno dysponować swoim własnym korkiem, by być w stanie stanąć w szranki, biorąc do buzi to, co w danej chwili w tej buzi powinno się znaleźć, a następnie ruchem wypychającym zostać skierowane w kierunku ściśle określonym jako zwycięski.  

Tymczasem dzisiaj, droga Przyjaciółko, piszę do Ciebie ten list, bo tak jak razem budowaliśmy bogatą historię muzyczną w serwisie last.fm, razem wkręcaliśmy pewnego pana, że dziewczyna-mechanik z Ciebie, razem szusowaliśmy po alpejskich stokach (choć Ty po stokroć lepiej!), razem pobieraliśmy lekcje prawa i życia jednocześnie, razem szukaliśmy swojego zawodowego miejsca, razem upijaliśmy się, razem zajadaliśmy łososia z radcowskiego grilla, razem robiliśmy tysiące innych rzeczy, które na co dzień niedoceniane i banalne, a jednak znaczące, tak razem się starzejemy. Choć stając w prawdzie, Ty jednak nieco wolniej. 

Będąc egoistą, życzyłbym Ci po prostu żebyśmy dalej starzeli się razem. Biorąc jednak pod uwagę, że osoba moja bywa raz bardziej, a raz mniej znośną, życzę Ci żebyś po prostu była szczęśliwa. Zaczęliśmy od klisz (pamiętasz jeszcze początek listu?) i na kliszach skończymy. But the best way is with an old cliche.

Choć gdyby tak wziąć pod lupę przymiotnik „szczęśliwa / szczęśliwy”, banał znika. Banał znika, a zaczyna się rozmyślanie. Cóż to znaczy „być szczęśliwą”? Czy to teraz, wczoraj, a może dopiero jutro? Co, jeśli nigdy wcześniej tak naprawdę i jeszcze bardziej tak naprawdę już nigdy? 

Życzę Ci byś kiedyś nabyła tę wiedzę bez wykładni i interpretacji. Byś nawet nie tyle wiedziała, co po prostu czuła. Oddychała tym szczęściem, zaciągała się nim, wydmuchiwała je w formie bajkowych obłoków niczym Gandalf na zielonych pagórkach Shire, a potem próbując łapać je w dłonie, zatrzymywała w sercu. 

Nie życzę Ci sukcesów zawodowych, bo te już osiągasz i osiągać niewątpliwie będziesz dalej. Jesteś do tego stworzona, a w chwilach Twojego zwątpienia i niepewności wystarczy, że ja to wiem. Kibicuję Ci, trzymam kciuki, choć i bez tego poradziłabyś sobie doskonale. 

Czy życzę Ci zdrowia? W naszym (ha, dzisiaj już z pełną powagą mogę tak powiedzieć!) zaawansowanym wieku nie wypada zdrowia nie życzyć. Czasy też zresztą zdrowotnie dość szalone, więc życzę Ci po prostu żebyśmy tak mogli sobie pyknąć fajeczkę (wiem, wiem, nie palę!) za jakieś 70 lat. 

Z miłością i przyjaźnią to wiadomo. Pojęcie szczęścia obejmuje je czule i przytula do serca. Jak już będziesz czuła, że jesteś szczęśliwa, to nie będzie brakować Ci ani miłości, ani przyjaźni. Nawet jeżeli niekoniecznie w związku, to na pewno do siebie. Oj tak, miłości i przyjaźni do siebie życzę Ci po stokroć. Czasem trudniej o uczciwy związek samej ze sobą niż z drugim człowiekiem. 

Nie chcę malkontencić, popadać w rzewne tony i przydawać temu wywodowi walorów epopei, więc będę się zbierał. Zostawiam Cię zatem, będąc nadal blisko.

Uśmiechnij się, przeczesz włosy, pobądź ze swoimi myślami, odbierz tonę życzeń, uciesz się z bajeranckich prezentów, napij szampana (tylko uważaj na bąbelki!) i rozluźnij. Jesteś w fantastycznym momencie swojego życia, a miliony fantastycznych momentów również przed Tobą. 

Bądź szczęśliwa, Przyjaciółko. 

Słuchowisko

Zachęcam również do odsłuchu tego tekstu w wersji czytanej. To zaledwie 7 minut.

Subskrybuj słuchowisko tutaj (kliknij w logo):

Logo Spotify

Napisz kilka słów na temat słuchowiska i zostaw ocenę w aplikacji podcastowej.

Jeżeli podobał Ci się tekst, udostępnij go innym za pomocą poniższych przycisków.

Dziękuję za Twój czas!

Site Footer