Rozluźniam się. Nogi idą w tan. Tańcuję, a chłopcy idą w miasto na siedemnastą.
Tańcuję, a piękny James tańczy ze mną i kręci piruety, o jakich ja mogę tylko pomarzyć.
Rozluźniam się. Przed chwilą jeszcze spięty, usztywniony strachem przed upływem czasu, przygnieciony ilością możliwości, teraz lekki niczym podmuch ciepłego wiatru o poranku.
Słowo ma moc. Wypisałem się i od razu lżej. W świecie zewnętrznym nic nie uległo zmianie, wewnątrz i owszem. Korzystam z chwili lekkości, idę dalej w tan.