Manifestuję stany twórcze

Manifestuję stany twórcze, mniej twórcze i nietwórcze w ogóle. Bywam lotny, stały, zmienny, płynny, staram się nie być lepki. Bo cukier dość mało krzepi.

Ty nie wiesz, kim ja jestem, więc ja Ci powiem. Tylko posłuchaj, nie kręć głową, nie wierć się na tej post-peerelowskiej sofie, którą dziadek przechował nam na strychu, przewidując Twoją mającą się objawić dwadzieścia lat później fascynację stylem retro. Tyle, że retro, kochanie, też musi być w dobrym stylu. Lata dwudzieste, trzydzieste, rozumiem, ale ten kicz?

Ty nie wiesz, kim ja jestem, Ty mnie nie rozumiesz, ja nie chcę się kłócić, ale i tak Ci powiem. Ja manifestuję stany twórcze, tak jak Fokus manifestował swoje fenomenalne powierzchnie tnące u schyłku XX wieku. Kicz, powiesz, nie hip-hop? To jesteśmy kwita. Ty masz swoją sofę, a ja mam perfekcyjne opanowanie języka, które pomaga mi robić Cię jak chcę.

Dzisiaj nie zrobię Cię jak chcę, bo dzisiaj jestem odtwórczy. Odtwórczo patrzę na Twoje zgrabne dłonie pieszczące biało-czarne klawisze dostojnego fortepianu stojącego w kącie salonu i to jest lepsze niż orgazm. Taką Cię pokochałem, taką jesteś dzisiaj i ja nadal Cię kocham, mimo, że Ty nie wiesz, kim ja jestem, choć ja ciągle Ci to mówię.

Dzisiaj, podobnie jak dwanaście lat temu, proszę Cię żebyś na tych biało-czarnych klawiszach zagrała mi coś prawdziwie biało-czarnego, dopełniającego tę wszechobecną biel i czerń, również na Twojej sukience subtelnie podkreślającej talię, w biało-czarne pasy, rzecz oczywista. Zagraj mi Republikę, proszę.

Więc grasz mi Republikę, a ja, pomimo tego, że nadal nie wiesz, kim jestem, jestem w niebie. Jestem w niebie, bo lubię słuchać jak grasz Republikę na fortepianie i lubię czuć, że Cię kocham, nawet, gdy muszę przy tym nieustannie opowiadać Ci, kim jestem.

Cóż z tego, gdy opowiem, skoro i tak następnym razem znowu zapytasz mnie, jak to jest, że chłopak, który lubuje się w cytowaniu urywek niejakich Magika, Fokusa i Rahima, prosi dziewczynę z dobrego domu siedzącą przy fortepianie o to, by zagrała mu na tym fortepianie Republikę, a zaskoczony pytaniem „który utwór sobie Pan życzy?” klęka, chwyta Twoją dłoń, prosi o Tu jestem w niebie, a w połowie wykonania przerywa Ci, pytając, czy zostaniesz jego żoną.

Jeśli Ty nie wiesz, kim jestem, to ja nie wiem, kim jesteś Ty. Bo i jak to możliwe, że dziewczyna z dobrego domu, która zdobyła klasyczne wykształcenie muzyczne, a przy tym biegle posługuje się językiem francuskim, niemieckim i angielskim, kłóci się ze mną o znaczenie Paktofoniki dla polskiego hip-hopu?

Tak po prawdzie, ta kłótnia nie ma sensu, bo mnie wcale nie o znaczenie dla polskiego hip-hopu się rozchodzi, lecz o sentymenty. Uwierz, kochanie, że gdybyś Paktofoniki, słuchała potajemnie z discmana w autokarze do Włoch, obawiając się, czy Mama nie usłyszy tych przekleństw mimo słuchawek dousznych, to też byś uważała, że to najważniejszy polski zespół hip-hopowy. Emocje sprzedają, zapomniałaś?

Pomińmy już tą dziwaczną fascynację źle pojętym stylem retro. To też ma się nijak do tego, kim jesteś, a w zasadzie, jak się przedstawiasz ludziom, których spotykasz po raz pierwszy w filharmonii.

Gdyby spoglądać tylko na te powierzchowności, również mógłbym powiedzieć, że Cię nie znam, nie rozumiem, Ty nie chcesz się kłócić, ale i tak mi powiesz.

Na tym właśnie polega ta nasza wspólna gra zwana przeżywaniem. Oboje manifestujemy stany twórcze, mniej twórcze i nietwórcze w ogóle. Oboje bywamy lotni, stali, zmienni, płynni i oboje staramy się nie być lepcy. Bo cukier dość mało krzepi.

Pokrzepiająco, jesteś. Dziękuję. Zawsze Twój, et cetera, et cetera.

Słuchowisko

Zachęcam również do odsłuchu tego tekstu w wersji czytanej. To zaledwie 5 minut.

Subskrybuj słuchowisko tutaj (kliknij w logo):

Logo Spotify

Napisz kilka słów na temat słuchowiska i zostaw ocenę w aplikacji podcastowej.

Jeżeli podobał Ci się tekst, udostępnij go innym za pomocą poniższych przycisków.

Dziękuję za Twój czas!

Site Footer